Jest tylko jedna Anna Wintour - wywiad z Kirstie Clements

Dodano: 20.02.2015

Jest tylko jedna Anna Wintour – mówi Kirstie Clements, była redaktor naczelna australijskiego wydania magazynu „Vogue” i autorka książki Vogue. Za kulisami świata mody, nie zgadzając się na porównania ze swoją koleżanką po fachu. Opowiada nam również o tym, jak często, pomiędzy przyjęciami u Vuittona i kolacjami z Karlem Lagerfeldem, musiała chodzić po linie...


Mówi się często o pani: „australijska Anna Wintour"...


- Jest tylko jedna Anna Wintour. To międzynarodowa ikona, celebrytka... Uważam, że to porównanie jest chybione. Jedyną rzeczą, która nas łączyła, była stanowisko redaktor naczelnej „Vogue'a".


Jednak brytyjski „The Independent" stwierdza, iż jest pani jedną z najważniejszych postaci w przemyśle modowym. W książce pisze pani o podtrzymywanym przez media micie, że „naczelna magazynu o modzie musi być rozpieszczonym ptasim móżdżkiem albo, jak w przypadku na przykład Anny Wintour, diablicą". Jaką redaktor naczelną pani chciała być?


- Zawsze lubiłam pracę redakcyjną, opracowywanie makiety kolejnego numeru, pisanie tekstów. Kocham też pracę w zespole. Jedyne, do czego nie mogłam się przekonać, to powszechne zainteresowanie, jakim zaczęto mnie obdarzać z racji zajmowanego stanowiska. Bycie manekinem nie jest przyjemne.

 

Wygraj książkę "Vogue. Za kulisami świata mody" >>>


Z jednej strony ekskluzywne przyjęcia u Vuittona, herbatki w prywatnej rezydencji Giorgio Armaniego, kolacje z Karlem Lagerfeldem, sesje z Nicole Kidman, Kylie Minogue, Cate Blanchett czy Naomi Campbell... A z drugiej - balansowanie między wymaganiami wydawcy, kaprysami reklamodawców, ograniczeniami budżetu, pomysłami zespołu i oczekiwaniami czytelników. To dwa zupełnie odmienne aspekty pani pracy.


- To było rzeczywiście akrobatyczne chodzenie po linie. Często miałam wrażenie, że pracuję w dyplomacji. Budżet, jakim dysponowałam, nieustannie się kurczył. I każdy, ale to absolutnie każdy, był moim krytykiem.


Czym różniło się australijskie wydanie „Vogue'a" od innych?


- Moim zdaniem było bardziej komercyjne i ściśle związane z naszym rynkiem. Pracowaliśmy, mając większe niż Amerykanie czy Anglicy ograniczenia. Nasz budżet był znacznie mniejszy. Co za tym idzie nie mieliśmy takiego jak oni dostępu do topowych modelek czy fotografów. Nie było wyjścia, musieliśmy nadrabiać własną pomysłowością.

 

fot. Max Doyle


Czy poszczególne wydania inspirują się nawzajem?


- Czasem sięgaliśmy po materiały przygotowane przez zagraniczne wydania „Vogue'a". Założenie było takie, by zagwarantować naszemu wydaniu poziom dorównujący pozostałym. Na łamach „Vogue'a" pojawiały się najlepsze modelki. Prezentowana była najświeższa moda. Nie każdy magazyn stać jednak na sesję z Darią czy Gisele. Nie mając bezpośredniego dostępu do źródeł, decydowaliśmy się na „pożyczki". Niekiedy bywało na odwrót i to inne kraje wykorzystywały nasze materiały. W brytyjskim wydaniu przedrukowano na przykład naszą sesję z Gemmą Ward na Hawajach. Bardzo się z tego cieszyliśmy, takie sytuacje były jednak rzadkością.


Przeczytaj fragment książki "Vogue. Za kulisami świata mody" >>>

 

Amélie Prichard, francuska projektantka obuwia uważa, że moda stała się biznesem, przestała być twórczą pasją. Żyjemy w natłoku informacji, wciąż pokazuje się nam te same rzeczy, a marketing zbyt często wykorzystuje fałszywe wyobrażenia o luksusie do manipulowania konsumentem.


- I ma rację. W ostatnich latach moda została tak urynkowiona, że teraz prawie każda młoda osoba chce pracować w tej branży, nosić markowe ubrania i pisać bloga o modzie. Ten biznes jest bezlitosny. Obecnie w jeszcze większym stopniu niż dawniej współtworzą go konsumenci, co akurat nie jest złą rzeczą, bo czyni modę bardziej demokratyczną.


W książce pisze pani o modelkach, które, żeby utrzymać rozmiar zero, jedzą chusteczki higieniczne i lądują w szpitalu na kroplówkach, o nastolatkach, które zasypiają z płaczem, przytulając się do misia. To brzydka prawda o modzie. Ktoś może to zmienić?


- Tak. Mogą to zrobić projektanci, styliści, fotografowie czy agencje modelek. Ale nikt nawet nie kiwnie palcem. Nie występuje się przeciw obowiązującemu kanonowi piękna.


Kim jest pani ikona stylu, najbardziej elegancka kobieta na świecie?


- Bezwarunkowo Ines de la Fressange. Zawsze wygląda elegancko, a zarazem bardzo zwyczajnie, zupełnie jakby nie przykładała do swojego wyglądu dużej wagi. Lou Lou de Falaise też była niesamowita. Giovanna Battaglia. Alexa Chung.

 

Redakcja MaxModels.pl /  Wydawnictwo Literackie

 

Komentarze (0)

Twój komentarz może być pierwszy

Skomentuj
Zostało 4000 znaków do wpisania